
Wpis z przedostatniego dnia zielonej szkoły trudno było nam jednoznacznie zatytułować, bo dzisiaj działo się naprawdę dużo różnych rzeczy…
Zaczęliśmy od „Tarzana”. Nie, nie - nie byliśmy w kinie, ale w parku linowym o znaczącej nazwie „Tarzan”, w którym, po profesjonalnym szkoleniu, na wysokości kilkunastu metrów pojawiło się ośmiu wysportowanych „Tarzanów”, a nieco niżej ponad dwadzieścia „Jane”. To gimnazjaliści z Przykony bez większych problemów, z uśmiechem na ustach, pokonywali trasy w „wymagającym”, jak stwierdził instruktor, parku linowego.
Po obiedzie wesoły nastrój zastąpiła refleksja nad powojenną historią Polski, Europy i świata. Odwiedziliśmy Sztolnie w Kowarach, czyli podziemną trasę turystyczną w nieczynnej kopalni rudy uranu. Pan Andrzej, przewodnik sudecki, opowiedział nam o trudnej i niebezpiecznej pracy górników, pokazał też minerały, które skrywają Sudety. Jednak to jego opowieść o Hiroszimie zniszczonej przez bombę uranową z pewnością na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Wiemy przecież, że historię, także tą tragiczną, trzeba znać, trzeba pamiętać o ofiarach wojen i robić wszystko, aby takie dramaty, jak ten, który dotknął mieszkańców Japonii, już nigdy się nie zdarzały.
Zadumani wyszliśmy z kopalni i odwiedziliśmy kolejną atrakcję Kowar – Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska, w którym w skali 1:25 lub 1:50 można oglądać miejsca, które każdy turysta odwiedzający Województwo Dolnośląskie powinien zobaczyć. Okazało się, że od poniedziałku zobaczyliśmy dużo, ale i tak stanowi to niewielką część tego, co można obejrzeć, w pomniejszeniu, w Kowarach. To znak, że na Dolny Śląsk jeszcze trzeba przyjechać:).
Rozpoczął się ostatni wieczór zielonej szkoły. Za oknem górskie szczyty w promieniach zachodzącego słońca, w „Carmen” gimnazjaliści z Przykony szykujący się na pożegnalne ognisko. À propos „Carmen”… Okazało się, że nasza dociekliwość nie przyniosła rezultatów. “Zadajecie trudne pytania”, “Tak już było, kiedy zacząłem tu pracować”, “Słucham?” – to najczęstsze odpowiedzi pracowników ośrodka na pytania o pochodzenie nazwy „Carmen”. Czyżby kolejny znak, że do Karpacza trzeba wrócić?
Jutro po śniadaniu czeka nas jeszcze letni tor saneczkowy „Kolorowa”, który już widzieliśmy z daleka i jesteśmy pewni dobrej zabawy. A wczesnym popołudniem wyjazd do Przykony. Wieczór natomiast spędzimy na dzieleniu się swoimi wrażeniami z rodzicami, więc Mini Blog „Z Karpacza” kończymy już dzisiaj (jutro przecież będziemy w Przykonie:) i dziękujemy wszystkim, którzy śledzili nasze wpisy.
Ostatnie pozdrowienia z Karpacza i do zobaczenia w Przykonie!